» Artykuły » Felietoniki » (Nie)Dobrze być złym

(Nie)Dobrze być złym

(Nie)Dobrze być złym
Chciałbym drogi Czytelniku, abyś pomyślał teraz o czymś, co chciałbyś, ale wiesz, że nie zrobisz – bo nie wypada, jest nieetyczne albo nielegalne. O tej małej rzeczy stojącej zaraz za granicą, której nie pozwoli przekroczyć Ci Twoje sumienie. O tak, właśnie o tym, co wywołuje ten delikatny chytry uśmiech w kącikach ust. Kuszące prawda? Wszyscy mamy takie pragnienia i czasami chcielibyśmy dać skusić się Ciemniej Stronie Mocy, ale na szczęście (chyba) tego nie robimy. Jedyną możliwością, żeby przez chwilę poczuć się tak, jakbyśmy naprawdę zbaczali ze ścieżki światła, są gry.


Złe miłego początki

No właśnie, czy producenci w dostateczny sposób zapełniają tę rynkową niszę? Czy na półkach sklepowych znajdziemy tytuły o naprawdę plugawych, złych i zasługujących na pogardę antybohaterach? Tytuły pozwalające zaspokoić nasze najskrytsze, mroczne pragnienia i uśpić na jakiś czas bestię próbującą wyrwać się na wolność? Czy w dzisiejszych czasach, z jednej strony ograniczonych poprawnością polityczną, z drugiej strony pełnych przemocy i charakteryzujących się hasłem cel uświęca środki, jest miejsce na takie rzeczy?

Przy tak postawionych pytaniach moje pierwsze skojarzenie brzmi: Overlord. Trzeba przyznać, że ludziom z Codemasters udało się zawrzeć w obu odsłonach tego tytułu kwintesencję bycia prawdziwym czarnym charakterem. W końcu nie zawsze możemy wcielić się w Lorda Ciemności, który mając do pomocy sługi z piekła rodem, myśli tylko o panowaniu nad światem, sianiu śmierci, zagłady i wszystkim innym, od czego zwykłym śmiertelnikom jeży się włos na głowie. Zresztą już za samo zabijanie małych, białych i puchatych foczek Overlord powinien trafić na czarną listę wszystkich zdrowo myślących ludzi, z dopiskiem "nie dotykać: grozi sparchaceniem".


Słudzy mroku są wśród nas

No dobrze, ten tytuł jest oczywisty, ale czy są inne? Czy mamy do dyspozycji coś bardziej namacalnego i realnego, niż bycie przerysowanym okrutnym władcą w świecie fantasy? Oczywiście, nie musimy nawet daleko szukać – Vito Scaletta jest tego dobrym przykładem. Główny bohater Mafii II, choć wzbudza sympatię graczy, jest tak naprawdę wilkiem w owczej skórze. Kradnie, zabija, sprowadza policjantów na złą drogę i uważa, że prawo jest dla cieniasów. A jego najlepszy kumpel i przyjaciel Joe Barbaro? Jest chyba jeszcze gorszy, zabić to dla niego jak splunąć. Na dodatek, mówiąc dosadnie, ma zadatki na alkoholika i dziwkarza.

Z drugiej strony nie jest to najgorszy duet jaki w tej chwili przychodzi mi do głowy. (Anty)Bohaterowie ze stajni 2K przynajmniej mieli jakieś zasady, kodeks moralny, ale Kane i Lynch to już zupełnie inna liga. Zawodowy najemnik i zabójca w duecie z psychopatą tworzą naprawdę wybuchową i zabójczą mieszankę. Policjanci istnieją dla nich tylko po to, żeby było do czego strzelać, a szarzy obywatele… może lepiej pominę ten temat.

No dobrze, Kane chce odzyskać córkę, ale należy zwrócić uwagę na to, dlaczego ją stracił. Słowem kluczem w tej sytuacji jest "kasa" oraz małe pytanie: "co będę z tego miał?". Świat to dżungla, przeżyją tylko najsilniejsi, reszta zostanie zagryziona.

Jeszcze gorszy jest od nich wszystkich razem wziętych jest Kratos. Duch Sparty, morderca własnej rodziny, bóg wojny we własnej osobie. Postać mająca na rękach oceany krwi, przelanej osobiście i przez innych w jego imieniu. Sensem jego istnienia jest sianie zagłady i odegranie się na swoich wrogach, nawet jeśli są to bogowie. Nie ma dla niego znaczenia, jakim kosztem osiągnie swój cel, czy ucierpią niewinni, czy cały świat rozpadnie się na części.


(Nie)Dobrzy do bólu

Ale od czego mamy herosów, obrońców uciśnionych i bohaterów pozytywnych w ogóle? Oni zawsze obronią nas przed takimi zwyrodnialcami. Tylko czasami tak zastanawiam się, czy oni rzeczywiście różnią się od tych, z którymi walczą? Na pierwszy ogień weźmy Starkillera. Przecież Ciemna Strona Mocy praktycznie się z niego wylewa. Nie ma oporów przed niczym i jest w stanie zniszczyć wszystko i wszystkich, którzy staną na jego drodze. Niby był po stronie miłości i Rebeliantów, ale dlaczego? Z zemsty, żądzy mordu, ze zdradą w sercu. Szczerze mówiąc, ja dziękuję za takiego herosa.

Ktoś powie, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, że w koszu zawsze znajdzie się jeden zepsuty owoc. A g…uzik prawda. Miłość to wymówka nie tylko władających Mocą. Wystarczy spojrzeć na Dantego. Masowy morderca, za którego sprawą ulice spłynęły krwią niewinnych. Mało tego – doprowadził do upadku swoją ukochaną i niewinną Beatrycze, skazując jej duszę na potępienie. To człowiek, który zszedł do piekła, nie po to, żeby przyjąć zasłużoną za swoje grzechy karę, lecz by siać spustoszenie i pomnożyć cierpienie znajdujących się tam dusz. Czy ktoś taki nie jest godzien naszej największej pogardy?

Ale zejdźmy na Ziemię i przyjrzyjmy się Ezio Auditore da Firenze – szlachcic, człowiek honoru i ofiara podłego spisku. Czy ktoś jeszcze w to wierzy? Przecież to morderca, płatny zabójca żyjący tylko dla zemsty i do tego świetnie na tym zarabiający. Fakt, że przy okazji walczy o wolność innych, ale to tylko wypadek przy pracy. To, co naprawdę się liczy, to ukryte ostrze, miecz, kusza oraz inne narzędzia śmierci. Jakby tego było mało, zadaje się głównie z dziwkami, złodziejami i innymi typami z pod ciemnej gwiazdy, a wszystko w imię „sprawiedliwości”. Kolejny pożal się Boże bohater, o duszy czarnej jak piekielna smoła.

Jeśli to za mało, weźmy pod lupę Jacka Slate’a oraz jego wiernego psa Shadowa. Dumni stróże prawa broniący niewinnych i uciśnionych. Oczywiście tak to opisują media. Prawda jest jednak taka, że to sadysta, w słowniku którego nie istnieje słowo litość. Lubuje się w łamaniu kości i efektownych egzekucjach, a jego pupilek nie jest wiele lepszy. Ulubioną rozrywką słodkiej psiny jest rozrywanie gardeł, wyrywanie nadal bijącego serca, a jeszcze lepiej, jak zaraz przed tym ofierze można ogryźć jaja. Według tego sympatycznego duetu złoczyńca ma prawo tylko do bolesnej śmierci i niczego więcej. Ale kto jest złoczyńcą zasługującym na takie cierpienie? Za chwilę okaże się, że odbije mu całkiem i zacznie wysyłać ludzi do szpitala za przejście na czerwionym świetle! Takich psychopatów powinno się zamykać w klatkach, a nie pozwalać biegać po ulicach.


Milusińscy psychopaci

Oczywiście wszyscy wymienieni tutaj to bohaterowie gier dla dorosłych, a przynajmniej wyrośniętej młodzieży. Na szczęście tytuły dla naszych milusińskich są wolne od złych postaci. No dobrze – czy ktoś to jeszcze kupuje? Ja już dawno przestałem mieć złudzenia. Niektóre z nich nawet nie kryją się z tym, co sobą reprezentują. Wystarczy spojrzeć na Naughty Bear z jego PEGI 12 pozwalającym grać czystej wody socjopatą i psychopatą. Pierwszy rzut oka na to, jak reklamują swoje działo producenci mówi wszystko: "Nękaj inne misie, wykorzystując do tego całą gamę niekonwencjonalnych rodzajów broni." Czy to nie słodkie? Aż serce się raduje, że dzieci też mogą się wyżyć, nawet jeśli tylko pluszakami. Ken, Barbie – uważajcie, możecie być następni!

Można się kłócić, czy dwunastolatek jest na to wystarczająco dojrzały czy nie. Ale czy jest to maksymalny wiek, w którym niewinne umysły mogą zostać spaczone przez zło wylewające się telewizorów podłączonych do naszych konsol? Śmiem twierdzić, że nie. Przyjrzyjmy się grom dla siedmiolatków. Sly Cooper to przecież pospolity złodziej, ba, cała jego rodzina parała się tym plugawym zajęciem, a on jest z tego dumny. Przepraszam, ale czy to ma być idol naszych maleństw? Albo jakże znane i lubiane Wormsy i ich Armageddon. Przecież jedyne, na czym im zależy, to wyrżnąć w pień innych sobie podobnych. Są do tego tak przesiąknięte złem, że używają broni biologicznej – innych bogu ducha winnych zwierzątek, takich jak małe, puchate owieczki zamieniane w żywe bomby! Co za chory i pokręcony umysł mógł wymyślić coś takiego? Gdzie obrońcy praw zwierząt, gdzie policja, gdzie Kościół i Inkwizycja?!


A miało być tak pięknie

Mógłbym wymienić jeszcze wiele takich postaci i gier, ale chyba nie jest to konieczne. Sam widzisz drogi Czytelniku – mrok, przemoc i grzech czają się wszędzie. Czasami nie ukrywając swojej prawdziwej natury, innym razem maskują je, ukrywają pod pozorami dobroci serca, obrońców miłości i sprawiedliwości. Co z tym zrobić? Zawsze można wyrzucić wszystkie gry i zniszczyć konsole. Albo zaszyć się gdzieś głęboko w puszczy.

Można też to wykorzystać i jeśli najdą Cię mroczne wizje, nieodparta chęć mordu, gwałtu i niszczenia świata, nie musisz tłamsić tego w sobie. Po prostu weź pada do ręki i zostań (nie)dobrym bohaterem – uwolnij się od złych emocji…
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: felieton



Czytaj również

Komentarze


Rodriguez
   
Ocena:
0
Jak dla mnie Caleb z Blood'a rządzi ^^
09-03-2011 23:27
Adam Jansen
   
Ocena:
0
'I liive agaain' :)
10-03-2011 14:32
Neverwhere
   
Ocena:
0
Czy ja wiem czy w Overlordzie faktycznie gramy "tym złym"...
Owszem możemy, ale nawet wtedy jest to nie do końca zło całkowite. Zabijamy małe puchate owieczki i inne słodkie stworzonka ale z drugiej strony wykańczamy tych "bardziej złych", że tak to ujmę ;) Tak naprawdę, ratujemy ludzi przed niewolą, zajmujemy się zdziczałym lasem elfów na prośbę rolników i ogólnie jesteśmy źli inaczej.
Możemy być niemoralni, mordować ludzi i wyprówać flaki czemu się napatoczy, problem w tym, że nie do końca się to nam opłaca.
Tak jest w wielu grach w których jest "wybór". A bo potem trudniej złapać kontakty z NPCami, mamy większe ceny w sklepach, odpada nam lwia część fabuły i inne radości. Wychodzi na to, że najlepiej byc dobrym bądź neutralnym.

Z drugiej strony kto chciałby grać taką naprawdę ZŁĄ i chorą postacią? Chcielibyście grać w symulator obozu koncentracyjnego? Szczerze wątpię :/ (ciekawostka, ponoć faktycznie istniała kiedyś taka gra)
10-03-2011 18:03
Akkarin
   
Ocena:
0
Symulator obozu koncentracyjnego? No to jucz jest hardcor totalny ;)
Ale muszę powiedzieć, że dla odmiany, chętnie zagrał bym w produkcje, która daje nam możliwość nie uratowania, a zniszczenia imperium. Radocha z takiej gry mogła by być niezła, tylko developer musiałby postawić na "fajność" bycia tym złym, spektakularność potyczek, a nie patetyczne scenki wymierania bohaterów. W sumie liczyłem, że Star Wars:TFU pokaże ząbki...
11-03-2011 08:01
zegarmistrz
   
Ocena:
+1
Neverwhere ma sporo racji. Tak naprawdę w większości gier rola tego złego jest mocno racjonalizowana (chyba najbardziej w Overlord, gdzie jest zwyczajnie ironizowana). Naprawdę paskudnymi draniami gra się w serii Cyvilization oraz pokrewnych (np. w Master of Orion). W nich to prowadzi się wojny bez powodu, podbija (i często wyżyna) całe narody, używa broni masowej zagłady...

Przykładowo w MoO2, w chwili, gdy gracz miał na tyle dużą flotę, by bez problemów podbijać kolejne układy zwyczajnie nie opłacało się ich już okupować i asymilować kolejnych obcych. Zwyczajnie: kolejna planeta niczego już nie dawała, wymagała poświęcenia zasobów na organizacje sił inwazyjnych, okupacje etc. a tak naprawdę światy główne były wystarczające.

Tak więc zwykle wymazywało się z niej życie bombardowaniem orbitalnymi.
11-03-2011 08:27
Salantor
   
Ocena:
0
Ja tam chętnie bym zagrał kimś true evil. Overlord, jak sądziłem, miał mi to dawać, ale późniejsze zwroty akcji (oraz skaszanione sterowanie) z deka mnie odrzuciły. Bo tak po prawdzie ile można grać dobrym/neutralnym/praworządnie złym? A taki chaos w czystej postaci jako swego rodzaju odskocznia...

Ino jak nie chaos całkowity, to zło z sensem. Mordowanie dla mordowania samego jest fajne tylko do czasu.
11-03-2011 13:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.